Ten artykuł jest bardzo osobisty i długo myślałem nad Tym czy powinienem go pisać, bo to taka trochę moja spowiedź, zebranie myśli krzątających się w mojej głowie.
Dla wielu problem ten może wydawać się dziwny, bo macie zupełnie odwrotny, ale jest on realny i potwierdzony z kilkoma innymi osobami na ostatnim zjeździe Asbiro.
Jako, że nie tkwię w tym sam, to chciałbym o tym napisać, z jednej strony jako przestrogę, a z drugiej, aby osoby, które mają ten sam problem, wiedziały, że nie są w tym same, być może by dołączyły do dyskusji w komentarzach, a z czasem gdy znajdę sam rozwiązanie, to będę mógł dać i Wam jakieś wskazówki.
Ten artykuł w głównej mierze porusza temat problemu, z jakim teraz się pałam, jakie widzę rozwiązania, ale jeszcze nie do końca przeze mnie sprawdzone.
Ale przejdźmy do rzeczy.
Jak doszedłem do hiper organizacji
Lata temu, gdy otworzyłem działalność, nie miałem klientów, pracowałem w domu, byłem totalnie niezorganizowany, to potrzebowałem sporej dawki motywacji (książki), żeby się z tego dołka wygrzebać, po czym wróciłem na etat.
Po tym bezcennym i niełatwym doświadczeniu, wiedziałem że muszę się jeszcze wiele nauczyć w kwestii marketingu, prowadzenia biznesu, pracy nad własną efektywnością…
Po tym okresie zauważyłem, że świetnie działają na mnie task listy. Gdy z listy odhaczałem kolejne zadania, czułem/widziałem, jak praca pali mi się w rękach i daje mi satysfakcję.
W tamtym czasie, chyba po raz pierwszy spotkałem się z testami Gallupa i odkryłem swoje talenty. Dzięki temu wiedziałem, w jaki sposób powinienem działać, aby „żyć w zgodzie z samym sobą”. Więcej o talentach w kolejnym artykule.
Gdy po latach wróciłem do pracy we własnej firmie, pracowałem już dużo efektywniej, z czasem to udoskonalałem i doszedłem do metody, jaką opisałem dokładnie w artykule pt.: „Mój sposób na realizację celów, organizację”.
Na każdy tydzień konkretne cele z listą priorytetów, w każdy piątek, plany zadań na każdy dzień przyszłego tygodnia, jedno zadanie za drugim, aby nie trwonić tego czasu na pierdoły, by pod koniec tygodnia to wszystko podsumować i móc sobie powiedzieć „kurwa Sławek, to był naprawdę dobry tydzień”!
Do tego dochodzi jeszcze słuchanie kiedy się tylko da podcastów, lub filmów inspiracyjnych na YT w trakcie pracy, jazdy autem, czy nawet pod prysznicem.
I to jest coś, do czego dążyłem przez wiele lat, byłem z tego… i w sumie mimo wszystko, chyba dalej jestem dumny, do jakiej organizacji doszedłem swojego czasu, ale…
Ciemna strona mojej hiper organizacji
Niestety, jest jeszcze druga, ciemniejsza strona tej opowieści.
Zupełnie się tego nie spodziewałem, a stała się ona sporym problemem i mam obawy, do czego to wszystko może mnie doprowadzić, jeśli szybko nie zacznę czegoś zmieniać, dlatego też nie jest mi o tym łatwo pisać.
Gdzie pojawił się problem?
Efektywne wykorzystanie każdej minuty, konieczność odhaczania kolejnych zadań z listy, stała się moją „obsesją”.
W przypadku, gdy jakiegoś zadania nie zdążyłem zrobić w określonym czasie, odhaczyć z listy, to pojawiało się poczucie winy.
Gdy kończyłem wszystkie zadania z danego dnia i teoretycznie był czas na odpoczynek, brałem zadania z kolejnego dnia i cisnąłem dalej, dopóki rodzina nie wróciła do domu.
Dlaczego?
Bo coś w głowie mi mówiło: „Stary szkoda czasu na zabawę, jest jeszcze tyle do zrobienia”.
Zrobisz dziś, co masz zrobić jutro, to jutro będziesz miał więcej czasu dla siebie.
Tiaaaa, a następnego dnia scenariusz się powtarzał, bo do roboty zawsze się coś znajdzie.
Często jest tak, że wcale nie muszę robić jakiś super ważnych rzeczy (choć wtedy mam lepsze samopoczucie), ale najważniejsze jest po prostu zdejmowanie zadań z listy.
Jak mi powiedziała jedna osoba, która zajmuje się talentami, wynika to z faktu niedojrzałości moich talentów zdiagnozowanych w teście Gallupa.
Hiper organizacja wkroczyła do życia prywatnego
Robienie listy zadań i ich odhaczanie, dawało mi tak duże poczucie spełnienia, że zacząłem to stosować w życiu prywatnym.
Myślę, że wiele osób ma to poczucie, że minął tydzień i w sumie nie wiele zrobiły. Jeszcze gorzej wolny weekend, który przeleciał jak z bicza. To dla mnie potworne uczucie.
To poskutkowało, że zacząłem planować i te dni: zakupy, odwiedzenie rodziny, sprzątanie, pójście do kościoła, nauka z dziećmi, gotowanie… w sumie, to na tym polu mam wrażenie, że planowanie nie jest czymś złym, aczkolwiek czasami patrząc na żonę, mam poczucie, że jednak bywa tego zbyt wiele.
Moją uwagę zwróciły wakacje bodajże 2 lata temu, kiedy to będąc w górach z rodziną, zaplanowaliśmy sobie zrobienie 2 wycieczek, a skończyliśmy zmęczeni po 1 i miałem takie dziwne poczucie winy, że nie zamknęliśmy mojej task listy. Tu już zacząłem czuć, że przekraczam pewną granicę i muszę odpuścić i zacząć zwracać uwagę na ten problem.
Kolejna sytuacja sprzed tygodnia, kiedy to sprzątaliśmy w mieszkaniu, żona skończyła, a ja dalej sprzątałem, bo nie wszystko było, sprzątnięte, a ja nie mógłbym się zbytnio zrelaksować, wiedząc, że jeszcze coś na mnie czeka. Z drugiej jednak strony, mnie np. sprzątanie relaksuje 🙂
Do dziś pamiętam, że mój świętej pamięci dziadek zawsze mówił, że ja to robotny jestem, a sam harował, dopóki tylko starczało mu sił, mimo, że wcale nie było takiej potrzeby. On po prostu nie mógł usiedzieć w miejscu i myślę, że mam podobnie.
To ciśnienie na kolejne zadanie i efekt siedzi w mojej krwi.
Do czego to mnie doprowadziło?
Z jednej strony taka organizacja dała mi progres w firmie w ostatnich 2 latach, poczucie spełnienia, ale z drugiej widzę brak czasu na planowanie, myślenie nad biznesem, życiem prywatnym, takim totalnym odcięciem się od kolejnych zadań (bo przecież one cały czas czekają na mnie) i wyluzowaniem.
Jestem przekonany, że rodzinie również, to przeszkadza.
Nawet jeśli oglądam film, to często w telefonie, czy na laptopie robie jakieś pierdółki, a to jakiś zakup, a to na e-mail szybko odpiszę…
Co ciekawe ostatnio udało mi się zebrać myśli w trakcie godzinnej jazdy autobusem na szkolenie i wracając z niego ze słuchawkami na uszach. Gdy już miałem odebrane wszystkie e-maile i nie miałem co robić, bo w domu (tutaj też pracuję) często naprawdę ciężko jest mi zebrać myśli.
Swoją drogą podczas ostatniego zjazdu kursu podstawowego Asbiro prowadziła wykład Marina Vitovtova na temat planowania, zarządzania sobą w czasie… Wiedziałem o większości rzeczy, o których mówiła, (mógłbym w sumie też o tym wiele powiedzieć :), ale pokazała ciekawe ćwiczenie.
Naszym zadaniem było spisanie listy codziennych czynności, które wykonujemy/wykonywać byśmy chcieli w przeciągu tygodnia, z ilością zaplanowanego na to czasu, +20-30% dodać niezaplanowanego czasu.
Gdy ja to podsumowałem, wyszło mi, że brakuje mi kilka godzin, a o dodatkowych 20-30% nie ma mowy. Po optymalizacji doszedłem do 6% niezaplanowanego czasu i to również dało mi sporo do myślenia.
Jakie wyciągam wnioski, jakie widzę rozwiązania?
W tym momencie wiem, że to wszystko zaszło już za daleko. Cieszę się, że do tego dojrzałem, aczkolwiek myślę, że nie jestem w stanie zrezygnować z mojej organizacji życia (mimo wszystko jest z tym mi dobrze), ale z doświadczenia wiem, że jeśli tylko zaplanuję czas na takie odmóżdzenie się, odpowiednio to sobie uargumentuje, to będę w stanie odpuścić i wrzucić na looz.
Oto rozwiązania, które zacząłem stosować, rozważam ich stosowanie, lub będę je wdrażał.
- Planowanie wolnego – to rozwiązanie działa na mnie rewelacyjnie. Jeśli tylko zaplanuję sobie w ciągu dnia np. godzinę wolnego, to nie mam z tym problemu. Odpoczynek odhaczony jako zadanie – wiem, brzmi dziwnie, może strasznie, ale to na mnie działa. W zeszłym tygodniu, przez cały jeden dzień załatwiałem jakieś pierdoły na mieście: skarbówka, rckik, zakupy, pojechanie z dziećmi do lasu… i spoko. Mimo, że cały dzień na tym zszedł, to nie miałem z tym żadnego problemu, bo było to na mojej liście zadań.
- Zwiększenie zakresu obowiązków pracownika – od kilku tygodniu wdrażam pracownika, do robienia rzeczy, która jest ważna, ale nie musi być wykonywana bezpośrednio przeze mnie (kilka kolejnych czeka na zlecenie), to pozwoli mi uwolnić trochę czasu.
- Stały dostęp do technologii – jako, że telefon mam cały czas pod ręką, to widzę kolejne e-maile do odpisania, zadania do zrobienia, podcast/video do posłuchania i myślę, że w jakimś stopniu to wpływa na ten problem – od kilku dni zacząłem więc słuchać po prostu muzyki i nie zwracać tak uwagi na telefon, myślę, też co by odinstalować pewne aplikacje. Swoją drogą od kilku miesięcy mam zablokowanego walla na FB 🙂
- Zbyt dużo zadań – być może, po prostu wrzucam sobie zbyt wiele zadań do zrobienia na każdy tydzień, zostawiam zbyt mało czasu na rzeczy, które ciężko zaplanować i przez to często właśnie wieczorem muszę jakieś taski ogarniać, choć one najczęściej dotyczą spraw prywatnych, a je również kiedyś trzeba ogarniać.
- Sport – od września wróciłem po 20 latach do sztuk walk, do tego czasu biegałem 2-3 razy w tygodniu i to była dla mnie zawsze świetna odskocznia, natomiast nie wiem, czy to tylko nie maskuje problemu, ale pozwala mi zapomnieć o zadaniach.
- Bardziej kreatywne spędzanie czasu – ostatnio zrobiłem sobie listę co najmniej 20 rzeczy, które mógłbym robić, aby czas wolny spędzać w bardziej angażujący sposób, przez co nie myślałbym o kolejnych zadaniach, a też kreatywny sposób jego spędzania, myślę, że mógłby powodować chęć poświęcenia temu większej ilości czasu.
- Kocham góry – mieszkam w Warszawie więc kawał drogi do gór, ale tam odcinam się w 100%. Uwielbiam łazić po górach. Cisza spokój, wiele czasu na myślenie o tym, co naprawdę w życiu jest ważne. Chciałbym wyjeżdżać co najmniej raz na 2-3 miesiące, ale jako, że dzieciaki mają szkołę, to raczej ciężko to zrealizować, a gdy nie chodzą do szkoły, to w górach jest zatrzęsienie. To wymaga przemyślenia.
- Praca w domu – kocham pracę w domu, ale mam spore obawy, czy to ona nie jest problemem, że nie mogę po pracy odpuścić, aby cokolwiek dalej cisnąć, to kolejny temat do przemyślenia.
- Wsparcie ze strony najbliższych – myślę, że moja żona jest tą osobą, która najczęściej stara się mnie stopować 🙂
W ostatnim czasie miałem też okazję zrobić listę dość ambitnych celów biznesowych na rok 2020, w związku z czym lista ta musiała zostać przefiltrowana przeze mnie, biorąc powyższe.
Podsumowanie
Myślę, że pierwszy i najważniejszy krok, czyli zdanie sobie sprawy z problemu jest już za mną. Kolejny, czyli wstępny plan działania, próby poradzenia sobie z nim, też mam już nakreślony.
Jeśli to nie zadziała, to będę szukał pomocy kogoś z zewnątrz, bo chciałbym się z tym rozprawić, choć zdaję sobie sprawę z tego, że będzie to wymagało ode mnie bardzo dużego samozaparcia i wsparcia ze strony najbliższych.
Być może za jakiś czas podzielę się z Wami moimi postępami.
Jeśli też masz tego typu problem, znasz kogoś, kto go ma, to będę Ci bardzo wdzięczny za komentarz, jeśli Cię to nie dotyczy, ale chcesz wyrazić swoje zdanie, również go zostaw. Myślę, że to może być dla mnie pewną formą wsparcia.
Ps. Proszę, nie pisz mi „Sławek wyluzuj”. To siedzi naprawdę we mnie tak głęboko, że nie jestem w stanie od, tak po prostu o tym zapomnieć.